Pstrokata szkapa

Pstrokata szkapa Radio Zachód - Lubuskie

fot. Pixabay

Każda wioska ma swojego michnika. To długa uświęcona setkami lat tradycja. Wioskowa społeczność potrzebuje kogoś, kto nadaje certyfikaty intelektualnej słuszności. Taki wioskowy michnik zwalnia tubylczą ludność od niepotrzebnego intelektualnego wysiłku. Dzięki zwolnieniu intelektualnych mocy przerobowych może się ona zająć się prozą życia, czyli kombinowaniem jak się w życiu najlepiej ustawić. Wszyscy się we wsi cieszą. Michnik, że ma sławę, a jego wyznawcy, że nie muszą od posiadania własnego poglądu mieć żylaków na mózgu.

I wszyscy żyją w bezgranicznym szczęściu nie bardzo świadomi tego, że taki wioskowy michnik smażący się w społecznym uwielbieniu jak pączek w smalcu, osiąga swój poziom intelektualny adekwatny do potrzeb wioski. Bo potrzeby intelektualne wiejskiej społeczności w temacie objaśniania jedynie słusznej rzeczywistości siłą lokalnej grawitacji intelektualnej nie mogą szybować zbyt wysoko nad poziom lokalnego przeciętnego IQ. Aby pozostać lokalnym michnikiem, ów lokalny michnik, musi zatrzymać się w intelektualnym rozwoju. Inaczej utraci atrybuty wyroczni i może być potraktowany przez wioskową społeczność jako nieszkodliwy głupek. Ten niewidoczny intelektualny sufit wywołuje u lokalnych michników płaskomóżdże. Unikają oni, jako niewolnicy wioskowej sławy, dalszego rozwoju intelektualnego. Zamiast poszerzać horyzonty i podnieść poziom, podejmują wysiłek utwierdzania się w tym co już wiedzą.

Tymczasem świat zewnętrzny się rozwija, rzeczywistość się zmienia a wraz z nią zmienia się jej interpretacja. Gdzieś na zewnątrz rośnie suma wiedzy, ludzie zdobywają nowe doświadczenia i zmienia się sposób interpretowania rzeczywistości. Także w wiosce rosną nowe pokolenia, mniej pokorne wobec starych autorytetów, internet jak gigantyczny rurociąg przynosi nowe surowce intelektualne, nowe intelektualne dopalacze. Ktoś napisał nowe książki, ktoś zmienił perspektywy, ktoś coś nowego odkrył lub zauważył.

I tak wioskowy michnik, siedzący sobie sennie niczym hinduski mędrzec pod sandałowcem swojego intelektualnego komfortu, coraz częściej drzemie nie niepokojony przez nikogo. Budzi się raz na jakiś czas i dostrzega, że już nie ma wyznawców. Jedni umarli, inni poszli do innych michników, których nie brakuje, bo wciąż na nich jest popyt na wsi. To sytuacja dosyć frustrująca, bo latami szlifowany diament ich mądrości, okazuje się jedynie mądrością etapu. Etapu, który bezpowrotnie minął. Przyzwyczajony do wpatrzonych w niego wyznawców gniewa się na rzeczywistość i nowych wioskowych michników, którzy się załapali. I z desperacją próbuje wiosce przypomnieć o swoim istnieniu. Wyrzuca z siebie suchary niestrawnych mądrości nie rozumiejąc, że cokół na który się onegdaj wspiął zapadł się w grząski grunt ludzkiej niewdzięczności.

Media, które są taśmą produkcyjną owych wioskowych michników, to dosyć wredna szkapa. Czasem galopuje i niesie ku sławie, ale wielu galopując ku owej sławie zapomina, że przysłowiowa sława na przysłowiowym pstrokatym koniu jeździ. A mądrość nie polega na tym, że się samemu wie, ale na tym, że się wie, że inni też mogą wiedzieć. Czasem i więcej i lepiej.

fot.Pixabay

Exit mobile version