Ponowoczesne zabobony. Kaganiec czy knebel?  

Ponowoczesne zabobony. Kaganiec czy knebel?   Radio Zachód - Lubuskie

fot.Pixabay

        Notatnik konserwatysty… nowoczesnego 25.01.2020

    Dziś mam wrażenie, czas już kończyć ten „zabobonny” serial kilkoma choćby wnioskami. Choć przecież sytuacja w sferze ustrojowo-prawnej jest „dynamiczna” i niebezpieczna zarazem, cokolwiek miałoby to znaczyć, to przecież zawsze brzmi złowrogo dla… nas obywateli w szczególności.

 Na początek zatem zagadka freudowska zgoła. Czym się różni kaganiec od knebla, funkcjonalnie rzecz jasna i metodycznie? Otóż to. Namiętna retoryka, głównie medialna, w której ustawę dyscyplinującą nazywa się „kagańcową” zdradza nie tylko swoistą nieporadność językową, ale też nieskrywane obawy przed pełną odpowiedzialnością za działania  „nadzwyczajnej kasty” (tak, tak!). Jeśli ktoś ma wątpliwości to niech sobie poczyta np. o sędziowskich przywilejach formalnych (immunitet, płace, ZUS, podatki, „emerytury”, regulaminy pracy etc.) a osobliwie nieformalnych, ale też o bezwzględnym zakazie działalności politycznej.

 Dziś jesteście Państwo zasypywani ogromną ilością sprzecznych informacji prawnych (zmultiplikowany dysonans poznawczy!), ustrojowych, formalno – prawnych, a nawet prawno – filozoficznych, z których często trudno cokolwiek zrozumieć. Tym bardziej, że w przekazie medialnym dominują „pyskówki” pasujące wprost do kategorii show, a misyjnych programów, audycji i artykułów jest jak na lekarstwo. Cóż, taki właśnie jest stan naszego dziennikarstwa, który jakoś tłumaczy się poprzez sławetną mapę właścicielską mediów.

 Ale wnioski z tej „dynamicznej” jako się rzekło sytuacji prawnej, obywatelskie par excelance są przecież zdroworozsądkowe zgoła. Ostatnie działania SN pod „przewodnictwem” kończącej kadencję (sic!) I. prezes są nie tylko zagrożeniem dla naszego porządku prawnego czyli praw obywateli do sądu (szybko, sprawnie, przejrzyście i sprawiedliwie), ale też w obronie braku odpowiedzialności sędziów (atak na Izbę Dyscyplinarną SN i Izbę Skargi Nadzwyczajnej). Dziś bowiem za błędy sędziowskie i tak płaci ostatecznie skarb państwa, a za niesprawiedliwe wyroki… najczęściej nikt. Obywatel powinien iść do sądu po sprawiedliwość, a nie po wyrok. A traktatowo, bo do sporu sędziowsko – państwowego wciągnięto oczywiście (!) również UE (a właściwie KE), kwestia reformy wymiaru sprawiedliwości, leży w wyłącznej gestii państw członkowskich.

 Tak czy owak warto sporządzić sobie „obywatelski słowniczek” na użytek owych sporów, w których definicje pojęć typu: praworządność, niezawisłość, Konstytucja (łącznie z treścią!) równe traktowanie i solidarność (w UE), trójpodział władzy, ale też kastowość i nieodpowiedzialność będą jasno i przejrzyście sformułowane. Przyda się, mam nadzieję. Rzeczą charakterystyczną jest również brak alternatywnego projektu zmian w systemie sądownictwa, mimo że pojawiają się już po stronie opozycyjnej nieśmiałe tezy o konieczności zmian w tej materii. Prawnicze sitwy, łapówki i układy to nie jest żaden propagandowy wymysł, tak jak krzywdy i zniszczone życie tysięcy obywateli. A swoją drogą komu założylibyście Państwo kaganiec?

 

Exit mobile version