Rdzewiejące autorytety

Rdzewiejące autorytety Radio Zachód - Lubuskie

fot. Pixabay

Jak wszyscy doskonale wiemy portale społecznościowe to… tu się wymiksuję z podania dosadnego określenia, mając nadzieję, że kto ma się domyśleć, co mi chodziło po głowie, to nadąży.
Jakość owych portali jest pochodną nadmiaru stresu dręczącego współczesne społeczeństwo, które jakoś musi odreagować psychiczne napięcia sprowokowane nadmiarem cywilizacyjnego dobra. Tym niemniej jednak istnieje pewna wąska grupa użytkowników tej internetowej sfery, która dzieli się z innymi nie tylko jadem i wyzwiskami, ale także szerszym i bogatszym poznawczo spektrum wytworów ludzkiego intelektu.
I do takich należy bez wątpienia Szanowny Profesor Łukasz Młyńczyk, zielonogórski naukowiec, z którym przekomarzam się internetowo. Głównie z powodu odmiennych punktów widzenia na rzeczywistość, co nie powinno nikogo dziwić. Wszak, o zgrozo, jesteśmy podzieleni.
Otóż Pan Profesor sprowokowany moimi docinkami, do czego przyznaję się bez bicia, wysmażył do naszego radiowego blogu tekst poświęcony kiepskiej jakości polskiego szkolnictwa niesłusznie, moim zdaniem, nazywanego wyższym. W tekście „Uniwersytet – ogół nauczycieli i uczniów” (zachęcam do przeczytania) wyjawia swój pogląd na przyczyny tego stanu, bo co do jakości, nie ma między nami sporu. Nie sądziłem, że stanę się dla Pana Profesora, internetowym pyłkiem, wokół którego niczym sześciograniasty płatek śniegu, skrystalizują się w tekst myśli Profesora. Ale skoro tak, to w felietonowej formie skomentuję ów tekst. Szczęśliwy, że mogę choć na chwil kilka oderwać od komentowania chamstwa ulewającego się z osób z wykształceniem de nomine wyższym.
Forma felietonu zwalnia mnie z powagi i ścisłości, zatem nadal Panu Profesoru zamierzam dogryzać, nie bardzo przejmując się dążeniem do zbalansowania obiektywnej prawdy. Nie ukrywam też, swojego konstruktywnego, bo wynikającego z mojego nieużywanego już zawodu, podejścia do tematu. To, że system edukacji wyższej w Polsce oparty jest na fatalnych paradygmatach, widoczny jest każdemu, kto chce to widzieć. Ten autonomiczny dzisiaj system stracił zewnętrznego regulatora, a samosterowność okazała się pułapką. Systemem już nie steruje etos, jakikolwiek by on nie był. Steruje nim kasa i bezideowość. Pan Profesor wyłuszczył to, rzecz jasna zgrabniej i mądrzej.
Niestety z tekście nie znalazłem śladu konstruktywnych propozycji. Choć Profesor musnął sferę internetu, to uznał, ją jako problem, a nie jako szansę. Słusznie zauważył, że poważna nauka, staje się niszowa, wobec wszechpotęgi wikipedii. Ależ, pardon, Panie Psorze, to kapitulacja. Edukacja bez internetu, nie ujedzie. Bo słusznie Pan zauważa, że dzisiaj student ma nadmiar informacji, a w internecie więcej naukowego płaskoziemstwa, jak naukowej wiedzy. Ale tu jest wspaniałe pole do kreacji nowej formuły edukacji. Bo już nie wiedza jest sensem i treścią edukacji, bo wiedzę każdy ma w smartfonie, ale umiejętność jej selekcji i weryfikacji.
Potęga internetu, konsekwentna niczym grawitacja, roztrzaska nonsensowny paradygmat edukacji wyższej. Wymiecie z uczelni wyższych nudziarzy i pozostawi w nich dydaktycznych celebrytów, przyciągających do swoich wykładów tysiące słuchaczy. Znikną rozdęte personalnie katedry nauk, w których dominuje wykład. Ostanie się naukowa kadra potrzebna do ćwiczeń praktycznych i laboratoryjnych eksperymentów. Student przyszłości będzie wybierał nie uczelnię, ale swojego mentora, który stanie się jego osobistym trenerem zawodowego rozwoju. Ba, sam mu za to zapłaci i wykupi abonament.
Mało tego, będzie miał ich kilku. Będzie się edukował jeżdżąc na hulajnodze. Zniknie nieefektywny podział na naukę i pracę zawodową. Życie zmusi biznes i edukację wyższą do proponowania indywidualnych ścieżek rozwoju, na których wiedza zdobyta w internetowej edukacji, będzie on line wdrażana w praktyce. To niejako automatyczne wprzęgnie naukę w biznes, bez specjalnych rządowych programów. Bo to menadżerowie będą „zamawiać” określoną wiedzę, skrojoną do potrzeb firmy, u przedstawicieli nauki dla swoich pracowników. Aby podnieść konkurencyjność, wykupią u naukowców stosowne pakiety wiedzy niezbędnej dla biznesowego sukcesu. Im bardziej nasycona wiedzą będzie dana branża, tym ściślejsza będzie relacja z nauką i edukacją. A wszystko za pomocą internetu i naukowo sprofilowanych portali społecznościowych. Bez tego sprzężenia na bieżąco z nauką, niektóre biznesy pokryje mech historii.
Można sobie łatwo wyobrazić jakie dziedziny wiedzy ulegną tej rewolucji a jakie nie. W każdym razie, o ile uniwersytety nie zrozumieją wyzwań jakie stwarza dla nich internet i zwarty w nim ogrom powszechnie dostępnej wiedzy, to wymrą jak dinozaury. Staną się muzeami nikomu niepotrzebnej wiedzy i rdzewiejących byłych autorytetów.
Tekst: Krzysztof Chmielnik
Fot: Pixabay

 

Exit mobile version