COVIDu COSLYCHu?
Od marca tego roku „żyjemy” koronawirusem. Wirus zdominował wszystkie sfery naszej egzystencji i nie wygląda na to, by miało być lepiej, a raczej gorzej. Głosów pretendujących do eksperckich, co do tego jak podejść do tej skomplikowanej sytuacji i jak ją rozwiązać bez liku. Każdy Polak zna się na piłce nożnej, a teraz i na kowidzie. A przecież sytuacja pokazała, że nawet światowa agenda oddelegowana do tego, by w tej mierze być ekspertem (WHO) bezradnie (chyba, że z premedytacją) mając w interesie nasze zdrowie (chyba, że interes Chin) nie tylko, że nie zareagowała adekwatnie, ona nie zareagowała w ogóle.
W tym zalewie codziennym kowidowych niusow, które zyskały już nawet miano infodemii, trudno znaleźć i światło nadziei i rozsądek. A tego najbardziej teraz nam potrzeba, bo w nasze życie, zupełnie niespodziewanie, a dogłębnie wdarł się nieznany lęk. Zaczęliśmy się bać i to na poważnie. Zagrożeni są wszyscy. Strach wszedł bez pukania do naszych domów. Usiadł ze śmiercią przy stole. Rozdaje karty. Czy rzeczywiście jednak powinniśmy aż tak się bać?
Na świecie żyje dziś 7 miliardów 800 milionów ludzi. Ponad. Tendencja jest dynamicznie wzrostowa. Na koronawirusa zachorowało od początku trwania pandemii, a to prawie rok, zaledwie 40 milionów (pół procenta populacji świata), z czego 30 milionów wyzdrowiało, a zmarło milion. Z 9 milionów, które jest obecnie zakażonych zaledwie 72 tysiące jest w stanie krytycznym. Z punktu widzenia liczb milion istnień, które pochłonęła pandemia to 0.012% ludzkości. Co więcej, istnieje duże prawdopodobieństwo, że przynajmniej część z tego ułamka umarłaby jeszcze w tym roku z powodu innej choroby (współistniejącej), czy też ze względu na swój podeszły wiek. Czy analizując na chłodno liczby mamy zatem powody by się bać?
W pierwszych pięciu miesiącach tego roku zmarło mniej Polaków niż w roku 2019. Może się okazać, że statystyka ta się utrzyma i będzie pozytywnym asumptem do cieplejszego myślenia o przyszłości. Statystyka, co pokazuje coraz więcej przykładów, jest narzędziem bezemocjonalnym i już choćby przez to, ilustruje nam rzeczywistość dokładniej niż medialne strony sporu. I co chyba najważniejsze dla nas, statystyka nie ma żadnego osobistego interesu, stąd obraz z niej płynący jest niezakłócony.
Liczby są po naszej stronie. nawet jeśli ludzie umierają, nie umiera ich tylu, byśmy musieli się bać. To nie dżuma, która zniosła w XIV w. z Europy 1/3 jej ludności (przynajmniej), czy Hiszpanka, którą dotknięta była 1/3 populacji świata po I wojnie, a która pochłonęła według różnych szacunków od 25 do 100 milionów ofiar.
Bądź izolatywny
Od siedemdziesięciu pięciu lat cieszymy się względnym spokojem. Nie ma militarnej wojny o zasięgu globalnym. 80 lat temu Niemiec mógł nas zastrzelić w biały dzien na środku miasta bez konsekwencji. Dziś „temu samemu” Niemcowi, przyjeżdżającemu odwiedzić tereny, na których się urodzil, mieszkał jego ojciec, dziadek, wskazujemy uprzejmie kierunek i życzymy miłego dnia. Tak w skrócie zmieniło się nasze bezpieczeństwo. Koronawirus to nie koniec swiata, to nawet nie wojna. Przed nikim nie musimy się ukrywać, nikogo bać. Nie ma łapanek, egzekucji, wywózki do obozów koncentracyjnych… Jest tylko choroba, której rozprzestrzenianie się zależy nie od hitlerowców, czy kacapów, a od nas samych. Nas Polaków. Oczywiście, iż nie ma 100 % gwarancji, że jak będziemy siedzieć w domu, wychodzić tylko i wyłącznie do pracy, raz na tydzień po zakupy, mszę oglądać przez internet, a z rodziną spotkamy się online to unikniemy zakażenia. Pewne jest jednak, że zmniejszymy taką możliwość. Im więcej izolatywnych zachowań, tym szanse na przejście obok COVID-19 wieksze.
Przy okazji święta Wszystkich Świętych rozgorzała dyskusja nad tym szczególnym czasem, który ze względów oczywistych może znacznie poszybować statystykę zakażeń. Tradycja, tak piękna jak nigdzie na świecie, musi jednak ustąpić wyjątkowości sytuacji. Można ją podkreślić odwiedzając groby bliskich w inny dzień, a rok ma ich jeszcze 364, bo – tak na marginesie – zwykle groby 1 listopada toną w płonących zniczach, a jak się wypalą, to tygodniami, miesiącami… czekają by je posprzątać. Tym razem nie pokażemy się na procesji w nowych kozakach, nie dowiemy się co u Kowalskich, czy syn Nowaków przyjdzie na grób matki z nową żoną i czy Leszczyńska postawiła mężowi pomnik jak się zarzekała.
Pojawienie się chińskiego wirusa wywróciło spokój i naturalny porządek przez nas przyjęty. Wszyscy musimy uczyć się nowej rzeczywistości. Im szybciej to przyjmiemy i pojmiemy, tym lepiej i tym szybciej, być może, uda nam się przywrócić utracony raj. Znowu będziemy mogli normalnie pracować, swobodnie spotykać się z ludźmi i bez ograniczeń podróżować. I to jest clou. Wirus ograniczył nam wolność, zawłaszczył przestrzeń i pozbawił możliwości wyboru. I to nas wkurza. Najbardziej! Kiedy po początkowym lock-downie sytuacja została opanowana przez większość europejskich krajów, społeczeństwa błędnie uznały, że sytuacja jest pod kontrolą, systemy zdrowotne się nie zapadły, a luzowania obostrzeń nie przynoszą negatywnych skutków. Z postawy izolatywnej, zmęczeni kilkoma miesiącami ograniczeń i życiowej bierności „zerwaliśmy się z łańcucha” i wróciliśmy do trybu życia sprzed lock-downu.
Ten błąd rzutuje dziś dramatycznym wzrostem zakażeń i niepewnością jutra. Rządy płynnie reagują na sytuację i robią co mogą, ale tego czego najważniejsze niestety móc nie będą. Premier Morawiecki nie założy za nas maski, nie zostanie za nas w domu, nie odmówi znajomym wspólnej imprezy, nie wykona za nas szeregu czynności, o których my wiemy doskonale, że mogą nas chronić i są niezbędne, ale z jakichś powodów zamiast je wykonywać sumiennie, wykonujemy pobieżnie, udawliwie, albo wcale. A tu półśrodki i oszukiwanie na nic, bo to idzie o nasze życie, o życie naszych bliskich. Odpowiedzialność bierzemy nie tylko za siebie, ale za wielu, także nam obcych, którzy mają rodziny, kochają, są kochani i po których ewentualnej śmierci z naszego powodu, będzie rozpacz i pustka. Czy chcemy pozbawić kogoś zycia? Bo nie chciało nam się założyć maski… bo nie byliśmy izolatywni? Czy chcemy być hitlerowcami, kacapami mordującymi przez zaniedbanie, lenistwo, pychę?
Kto jest bez winy…
Błąd zbyt szybkiego i zbyt otwartego wyjścia z izolacji popełniony przez ludzi muszą teraz naprawić rządy. Premier Czech przyznał nawet w orędziu telewizyjnym, że żałuje, iż złagodził restrykcje. Nikt jednak nie mógl przewidzieć, że społeczeństwa, bez względu na szerokość, czy długość geograficzną, zachowają się w taki sposób. Wszyscy się uczymy. Ważne, aby nauka przekładła się natychmiast na zachowanie, a z błędów wyciągali wnioski wszyscy, nie tylko rządzący państwami, ale właśnie przede wszystkim społeczeństwa.
Ponadto powinniśmy i my sami rozeznawać sytuację i zachowywać się adekwatnie. Jeśli zaczniemy przestrzegać nakazów i zakazów, do tego dołożymy własne myślenie i zdrowy rozsądek, to może się uda, że do Świąt Bożego Narodzenia ilość zakażeń spadnie do kilkudziesięciu dziennie maksimum. Odetchnie służba zdrowia, odetchniemy wszyscy. Główny epidemiolog Niemiec szacuje, że maseczki będziemy nosić do końca roku… przyszłego. Nastawmy się na długi marsz, róbmy zaś wszystko sumiennie by go skrócić. To w dużej mierze zależy właśnie od nas.
Przed nami wspomniane Boże Narodzenie. Już słychać, o czym wcześniej pisałem, o problemie z obejściem Wszystkich Świętych. Najrozsądniej będzie spędzić oba święta w domu. Przykre, szczególnie gdy nie będziemy mogli podzielić się z najbliższymi opłatkiem, pójść na Pasterkę, spotkać po prostu z rodziną, pokolędować… Znaki czasu, dopust Boży, zrządzenie losu… Bez względu w co kto wierzy, ten dotkliwy brak wielowiekowej tradycji powinien nam coś uświadomić. Może nawet wiele… siedząc przy choince, słuchając kolęd przy zapachu smażonych grzybów z poczuciem, że zachowaliśmy się właściwie będziemy przeciez mogli zadzwonić do wszystkich. I między jedną łyżką kutii, a klusek z makiem przekazać znak pokoju.
Dlaczego piszę o tym już teraz? Byśmy mieli czas się z tą myślą odpowiedzialnych Świąt Bożego Narodzenia w innym wymiarze oswoić. Przygotować może nawet pewien scenariusz, który realizując odkryjemy, że fizyczność nie zawsze jest wykładnią bliskości, że miłość można okazać na różne sposoby, a technologia może przydać nam możliwości pielęgnowania i tradycji i relacji rodzinnych. Dziś najważniejsza jest izolacja. Bez izolacji nie będzie zdrowia, a bez zdrowia rodziny. To trzeba wiedzieć.
Tekst: Simone White
Foto: Pixabay