Chodzi za mną tekst o mediach, pracy w nich, roli dziennikarstwa, różnych jego odmianach i narracjach. Jednak za każdym razem kiedy siadam i zaczynam pisać, po kilku linijkach tekstu, ciężko wzdycham i wyłączam komputer. Czegokolwiek by człowiek nie pomyślał i tak będzie mało, a z użytych słów ktoś inny zrobi kulę błota, którą wściekle ciśnie w ekran. Dziś kolejna próba choć mniej o teorii, a bardziej o praktyce zdarzeń.
Jestem w refleksyjnym nastroju po zaskakująco udanym spotkaniu z Konradem Piaseckim, które transmitowała Biblioteka Norwida. Dzień wcześniej w tym samym miejscu rozdano Lubuskie Wawrzyny, w tym nagrodę dziennikarską, najmłodszą z kategorii i siłą rzeczy najbardziej ogniskującą uwagę mediów. Tam też ze sceny, a później również w relacji prasowej, padło wiele „ciepłych słów” i „pozdrowień” od zasłużonych i doświadczonych byłych już żurnalistów pod adresem dawnej redakcji, a naszego dziś radia. Prawdę mówiąc, ktoś mógłby odnieść wrażenie, że staliśmy się cichym bohaterem gali. Stało się tak za sprawą ludzi, którym brak trzeźwego oglądu spraw uprzykrza jesień życia.
Pierwszy z nich był łaskaw zauważyć, że w latach 80. rozpoczynał pracę w „reżimowych” mediach, a w roku ubiegłym w „reżimowych” mediach ją zakończył. Inny ni z tego, ni z owego odparował, że dziś radio nie jest już radiem, a jedynie agendą służb, która wysyła dziennikarzy by zbierali materiały dla prokuratury i policji. Paradne! Refleksje mentorów bez zająknięcia spisuje i publikuje ten trzeci, którego tekst po wyciśnięciu kalumni na nasz temat skurczyłby się do krótkiej notki o laureatach. Nie pierwszy to zresztą i zapewne nie ostatni raz.
Polemika z performancem bywa karkołomna, a próba szukania argumentów do spraw niepoważnych niepoważna. Na szczęście rzeczywistość komentuje się sama i staje się, jak mawia klasyk, oczywistą oczywistością. Kilka tygodni wcześniej w Zielonej Górze odbył się protest w obronie tzw. „wolnych mediów”. Wydarzenie przyciągnęło kilkadziesiąt osób. Niektóre z nich mogły być zaskoczone, że obok haseł o „łże tv” pojawiły się również te, które mówiły o koniecznej obronie lubuskiego układu władzy. Wolne media i trzeszcząca w posadach partyjna koalicja PO-PSL-SLD? To się dodaje!
Występują wolni i wspomniani wyżej, niezależni redaktorzy, działacze z a’la podziemia i jeden taki senator, którego refleksje nad stanem wojennym niosą analogię do dzisiejszych czasów. W wywiadzie rozgorączkowany przekonuje, że 13 grudnia władza zablokowała media wprowadzając „jedyny słuszny przekaz”. Zgoda, miałem wtedy ledwie kilka lat, ale polityczny pluralizm mediów PRLu to coś nowego. Wracając do protestu, ciekawie opisał go jeden ze świadków. Tak dobrze, że cytuję w całości:
„Przechodziłam obok i powiem szczerze, że najbardziej podobał mi się występ takiego pana ubranego na czarno z gazety wyborczej, co jego syn i synowa pracują w urzędzie marszałkowskim. Podobało mi się też wystąpienie tego sympatycznego kabareciarza, co przytula 9000 zł. w urzędzie marszałkowskim. Fajnie, że na proteście był taki fajny Maciek, co jego żona jest zastępcą dyrektora w urzędzie marszałkowskim. Super protest, bardzo wiarygodny.”
Nie ma tu ani krzty publicystyki tylko fakty, a skoro o nich mowa, to wrócę do spotkania z gwiazdą TVN24. Z tej samej sceny, z której reżim komunistyczny z demokratyczną Polską i panujący w niej (nareszcie) medialny pluralizm zrównywał Konrad Stanglewicz, wspominając swoją drogę zawodową Konrad Piasecki skwitował, że w „PRLu, nigdy nie zostałby dziennikarzem”. Tyle i tylko tyle.