Wegetatywna semantyka

Wegetatywna semantyka Radio Zachód - Lubuskie

fot. Pixabay

Podobno świat, wg naukowców i sporej części polityków, jest skomplikowany. Przyznam się, że jakoś tego, mimo wieloletniego tumanienia, nie dostrzegam. Widzę, raczej to, że komplikacje jakie nam świat nauki prezentuje, służą maskowaniu zbijania kasy. Dlatego szczepionka świadomości finansowego zysku jest specyfikiem znacznie prostującym ową rzekomą komplikację świata.
Weźmy pierwszy brzegu przykład. Pewien Polak, który wybrał się do Anglii jako tani robol ze Wschodu, zachorował. Ma co prawda jakieś ubezpieczenie, ale to na co zachorował jakoś mimo wysiłków brytyjskim medyków nie chce z niego wyleźć. No i wpadają owi medycy na pomysł, że jakby co, to nada się na organy. Zrobili zatem remanent, to co było w Polaku wybrakowane odhaczyli, a co do recyklingu wciągnęli na listę transferową. Tak na wszelki wypadek.
Rodzina zatroskana zdrowiem biega do szpitala i pyta co i jak. Medycy jak to medycy, włączają opcję „wicie, rozumicie” i że trzeba czekać, co po tamtejszemu brzmi „please wait”. Rodzina czeka, a księgowy w szpitalu liczy koszty. Po jakimś czasie bilans zmierza niebezpiecznie ku niewypłacalności najpierw pacjenta, a potem rodziny. I lekarze, wysyłają do rodziny komunikat „sorry”, a do niego załącznik, że jak chcecie, abyśmy go leczyli, musicie się wytrzepać z kasiorki. Rodzina robi naradę i zapuszcza ręce nieco głębiej do kieszeni, ale po jakimś czasie nawet na najgłębszym jej dnie, nie znajduje nawet pensa. Przed oczami staje im wizja nędzy.
W międzyczasie, aby rodzinie pójść na rękę, pacjent dostaje od szpitala certyfikat wegetatywności, co znaczy że już jest wg medyków rośliną. Do certyfikatu dołączona jest informacja, że sąd w razie czego, może obniżyć koszty utrzymywania w stanie wegetatywnym owej rośliny i zezwolić na zabicie pacjenta, który i tak przecież nie żyje. Jest już tylko inkubatorem dla organów na które już są chętni.
Rodzina w rozpaczy. No bo chłopa żal, bo choć sam oddycha, to podobno nie żyje. Z jednej strony medycy z opuszczonymi rękoma, że już nic nie da się zrobić, z drugiej księgowi wyciągają łapy po kasę i straszą komornikiem. Na szczęście sąd nowocześnie wykazuje się zrozumieniem sytuacji i podpowiada, że jak chcecie, to możecie go zagłodzić na śmierć. Co prawda oddycha samodzielnie, ale mózg mu umarł. Diagnoza przeczy podstawowej wiedzy medycznej, ale czego się nie robi, aby ulżyć rodzinie w cierpieniu. Szczególnie finansowym.
Rodzina się waha, bo jak masz dobre serce, to musisz mieć sporo kasy na taki kaprys, a w Anglii, to szkoda gadać, jak dużo. Zjawiają się rozmaici doradcy od etyki. Najlepsi są lewacy powołujący się na naukę kościoła katolickiego. Objawiają swoje mądrości w telewizji, bo przecież z tego też jest kasa. Obelgi jak Pershingi wybuchają raz bliżej a raz dalej od celu. Jatka na całego.
Ostatecznie zgodnie z planem nasz przykładowy rodak zostaje w imieniu brytyjskiej królowej zamordowany. Część rodziny, straszona komornikiem, odetchnęła z ulgą. Szpital przytuli kasę za organy dla tych potrzebujących Anglików, a towarzysz Gdula spec od katolickiej etyki, z satysfakcją ogłosi, że bestialski pisiorski rząd, nie musi już torturować życiem, aby przypodobać się wyborcom.
Ja wiem, że do opisu tego mordu, można dodać wątek o moralności, prawach człowieka, i różnych ten tego, które wiele wyjaśniają. Ale znacznie bliższa prawdy jest refleksja, że gdyby ów pacjent był brytyjskim lordem, to sprawy potoczyły by się całkiem inaczej. Nie tylko w zakresie semantyki.

 

Tekst: Krzysztof Chmielnik

Fot. Pixabay

Exit mobile version