Team spirit

Team spirit Radio Zachód - Lubuskie

Team Spirit

jakie drzewo, taki klin

Lat temu więcej niż 20 zostałem zaproszony na mecz Lechii Zielona Góra z Pogonią Świebodzin. Jeśli się nie mylę były to rozgrywki ówczesnej IV ligi piłkarskiej w ramach Grupy Dolnośląskiej. Nie pamiętam wyniku meczu, jego przebiegu, ale jedno zapamiętałem doskonale – grę Andrzeja Puchacza, zawodnika Pogoni. Był niesamowity. Wyróżniał się wszystkim i dziś myślę, że gdyby uzupełnił linię ataku Stilonu Gorzów, pukającego mocno wtedy do ekstraklasy, to ta ekstraklasa w Gorzowie by była. Wprawdzie Robertowi Cieślewiczowi  czy Zenonowi Burzawie (późniejszy król strzelców ekstraklasy/Sokół Pniewy) niczego nie brakowało, ale mam przekonanie, że osobowość, talent i waleczność Puchacza mogły zmienić losy piłkarskie naszego regionu na zawsze. Tym więcej ucieszyło mnie, gdy Paulo Sousa dostrzegł Tymoteusza. Patrzę na grę młodego Puchacza i nie mam żadnych wątpliwości, że jabłko spadło przy samej jabłoni. Kiedyś Puchacz mógł otworzyć drzwi ekstraklasy lubuskiemu, a dziś Puchacz może otwierać piłkarskie drzwi Polsce. 

 

futbolowi szpece

Zacząłem felieton od pozytywnego elementu naszej narodowej kadry z premedytacją, bo mam dość nieustannego negatywizmu wielu kibiców, a szczególniej pewnych dziennikarzy. Że w Polsce każdy zna się na piłce nożnej, to wiemy, ale skoro się tak wyznawają, to powinni wiedzieć o prostym mechaniźmie, że napastnik nieobsługiwany podaniami bramki nie strzeli, a jeśli zależy mu na zwycięstwie drużyny, to schodzi do linii pomocy wesprzeć partnerów w konstruowaniu akcji, tylko wtedy nie ma go tam, gdzie powinien być, kiedy trzeba służyć strzałem. To tak apropo krytyki Roberta Lewandowskiego w meczu ze Słowacją. 

Krytyka zresztą nie szczędziła nikogo. Ileż to się naczytałem o lalusiach przeuczesanych i dopiętym w kamizelkie eleganciku na ławce. Komentarze pozostawiły we mnie głęboki niesmak. W prawdziwym świecie sportu prawdziwy kibic jest kibicem na dobre i na złe. Odwracanie się od drużyny czy zawodnika w momencie słabszej dyspozycji, porażki czy chwil szukania formy dyskwalifikuje nas jako kibiców, a stawia w roli sezonowych oglądaczy sensacjoszukajnych. Porażka ze Słowacją się zdarzyła, ale wiary nie wolno tracić. Ona buduje więź, poczucie mocy i wyzwala ducha, który prowadzi do zwycięstwa. Tego, choć zabrakło niegodnie wielu Polakom, na szczęście nie zabrakło piłkarzom. 95 minut widowiska emocjonującego i dającego powody do dumy z tej reprezentacji. Nie strzelili pierwsi bramki, a jednak nie przegrali. Grali z potęgą, a się nie ulękli. Sędzia sprzyjał gospodarzom, a oni zagrali jak u siebie. Mogli zwątpić, a się nie ugięli. I starczyło im sił, by grać jak równy z równym przez 90 minut z zawodnikami elity elit. Napiszę więcej, z przekroju spotkania byli zespołem lepszym, mądrzej poukładanym i konsekwentnie realizującym plany i założenia trenerskie. Hiszpania? Nieprawda, że słaba. Ot po prostu „gra się tak, jak przeciwnik pozwala” jak mawiał śp. Kazimierz Górski i Polacy Hiszpanom na wiele nie pozwolili. Nie pozwolili mimo że Hiszpanie próbowali grać cwaniacko jak Włosi.

 

trener jakiego nie mieliśmy

Ta cwaniackość w grze jest w pewnym sensie odbiciem ich trenera. Louis Enrique jakim graczem był, takim jest trenerem. Ten „włoski profil” widać w grze Hiszpanów i kładzie się on na ich grze cieniem tak głęboko, że nie są w stanie wygrać na Euro meczu, a jedynego gola strzelili ze spalonego. Spalonego nie było w przypadku Moraty, ale za linią obrony wędrował wzdłuż linii pola karnego inny hiszpański piłkarz. Nie brał udziału w grze – zwrócą mi uwagę sędziowie. To co robił na boisku? Kontrowersje wokół przepisów o spalonym to jedno, a wokół VARu to drugie, bo sędziowie sięgają po wiedoweryfikację wybiórczo, a to prowadzi do manipulowania wynikiem. Dlaczego UEFA nie wprowadzi możliwości dwukrotnego sprawdzenia w połowie meczu na żądanie trenera? Odpowiedź jest oczywista. System jest nieomylny i np. challenge w siatkówce wyeliminował niemal całkowicie możliwość wypaczenia wyniku. O ile w siatkówce kwestia punktu ma mniejsze znaczenie, bo siatkarze w secie zdobwają ich przynajmniej 25, o tyle w piłce nożnej 1 gol decyduje o zwycięstwie. Nieomylność na razie nie jest komuś w futbolu potrzebna. Szkoda.

Pomimo wszelkich perturbacji Paulo Sousa, trener kadry PL od zaledwie pół roku, zdołał po nieprzewidzianej porażce pozbierać zespół do tego poziomu, że zdołali odebrać punkt Hiszpanom na ich stadionie, punkt którego przed mistrzostwami pewnie żaden kibic w kalkulacjach nie przewidział. Jak sam podkreślił, choć zdawkowo Sousa, udało się wykonać pracę nad mentalnością zawodników. A na pewno nie było to ani łatwe, ani proste. Uwierzyć po przegraniu meczu ze Słowacją, że się stawi czoło Hiszpanom? Ba! Wyjść na drugą połowę przegrywając 0:1 w Sewilli z wiarą w zwycięstwo? Brawo Paulo! Jesteś wielkim trenerem. Udowodniłeś nam to! Elegancja klasie trenerskiej Sousy przydaje tylko splendoru, także reprezentacji. Obśmiedelki plotkarskie co chwilę bzdurzą, jak jedna lub inna znana, bo znana z obśmiedelka zadały szyku. Szyku to zadaje Sousa, bo żeby zadać szyku trzeba by wygląd szedł w parze z efektami pracy. 

Mam nadzieję, że Polscy piłkarze pod wodzą Sousy jeszcze niejednym meczem sprawią, że będziemy oglądać ich na klęcząco, stojąco, chodząc… i bić brawo ze łzami w oczach po wielkich meczach. Tego Im/Jemu/nam życzę… ale i piłkarze, a w szczególności trener, w szczególności trener powtarzam, potrzebuje spokoju. Niemcy mieli 10 trenerów w całej historii swej reprezentacji (blisko wiek), my 10 mieliśmy już tylko w ostatnich dwóch dekadach. To o czymś świadczy. Sousa to trener wyjątkowy. Dostrzeżmy to już teraz, z pożytkiem dla kadry i dla naszych oczekiwań sportowych. Cieszmy się po zwycięstwach, a po porażkach słuchajmy, co mówi trener sami swoje trenerstwo odwieszając na kołku. Najlepiej zrobimy. 

 

odsuwając perspektywę

Budowanie zespołu, przebudowywanie zawsze jest drogą. Droga wiedzie do celu. Jeśli ma to być kadra perspektywiczna, to stawianym celem nie mogą być eliminacje albo udział w turnieju. A tak to zwykle u nas bywało. Uwolnijmy się z tego, uwolnijmy z tego naszą kadrę, trenera… Niech grają jak najlepiej w ramach tego na co ich stać, bo o tym też trzeba pamiętać i z tego sobie się wyspowiadać, że oczekiwanie od tego zespołu mistrzostwa świata, czy walki o medale jest grzechem. To marzenie i niech ono będzie, ale jeśli się nie ziści nie kamienujmy tych, którzy chcą wygrywać dla Polski. Budujmy oczekiwania powyżej naszych możliwości, bo wielkie rzeczy można dokonać tylko wtedy, jeśli się o nich pomyśli, ale nie rozdzierajmy szat, gdy nasi wrócą do kraju po fazie grupowej. Mamy drużynę, mamy trenera i będą wyniki. Już są. Nasi uwierzyli dzięki Sousie, że mogą walczyć z Hiszpanią jak równy z równym, że mogą być lepsi, że mogą wygrać. Przed meczem uwierzyli… a teraz już to wiedzą. Ta wiedza zrodzona z wiary wzbudzonej przez Sousę jest początkiem nowej ery w polskiej piłce, tak jak początkiem nowej ery w polskich skokach był TCS 2000/2001, gdzie Małysz uwierzył że może być wielki, a potem wielkim się stał. Chciałbym, żeby nasi piłkarze wygrali ze Szwecją, a Słowacja z Hiszpanią, ale… mnie wystarczy duma z ich gry, jak w sobotę z Hiszpanią… o wynik się nie martwię, a więcej nawet, jestem o niego spokojny. 

Exit mobile version