Bilbordowa „wojna” 2.0

Bilbordowa „wojna” 2.0 Radio Zachód - Lubuskie

fot. facebook.com

Jako pierwsi na pomysł wywołania bilbordowej „wojny” wpadli kilka miesięcy temu samorządowcy Platformy Obywatelskiej, którzy bilbordami zaatakowali zwolenników przebudowy amfiteatru z ugrupowania Janusza Kubickiego – Zielona Razem. Przez kilka dni było głośno, ale spora część gawiedzi bilbordów nie zauważyła, bo mówiąc wprost, zamiast fachowca, komponował je chyba jakiś politruk, albo zupełny laik w dziedzinie kształtowania wizerunku i znajomości technik oraz sztuk wizualnych.

Musiało upłynąć trochę wody w Gęśniku i oto mamy nowe otwarcie. Na parkingu przy urzędzie miasta pojawił się bowiem nowy bilbord, który zapewne zupełnie przypadkowo został wycelowany w okna członków zarządu województwa lubuskiego i każdy urzędnik, wyglądając przez okno od strony ronda 11 Listopada, chcąc nie chcąc będzie go widział. Bilbord pręży się dumnie i niczym lufa pancernika wysyła wirtualne pociski, których role pełnią słowa, że „marszałek nie dba o bezpieczeństwo rowerzystów?”.

Samą treść skomponowano tak, że każdy może sobie odpowiedzieć i dorobić fragment kończący historię z bilbordu. Zapewne ktoś uzna, że pytanie jest zasadne, ktoś inny nie zauważy znaku zapytania, a jeszcze ktoś inny stwierdzi, że to jakiś fejk. Zresztą sama treść i tak nie ma sensu. Nie o to bowiem chodzi, aby tym bilbordem mieszkańcom i pani marszałek przekazać jakąś konkretną wiedzę, ale w ten sposób polityczni przeciwnicy Elżbiety Polak dają jej do zrozumienia „zobacz na co nas stać. To dopiero początek…”.

Zagłębiając się w zakamarki kinematografii przypomina to trochę słynny dialog z filmu Miś:

„To jest Miś na skalę naszych możliwości. Ty wiesz co my robimy tym misiem? My otwieramy oczy niedowiarkom. Patrzcie – mówimy – to jest nasze, przez nas wykonane, i to nie jest nasze ostatnie słowo!”

Ciężko jednak wyrokować, czy poza uśmiechem, taka formuła zrobi jakiekolwiek wrażenie na doświadczonej polityk, której ambicje i kompetencje znacznie wykraczają poza woj. lubuskie, ale są blokowane przez politycznych przyjaciół.

Na koniec krótka konkluzja. Kiedyś politycy bali się gazet. Słusznie, czy nie, to inna sprawa, natomiast warto przypomnieć stare porzekadło mówiące, że polityk i mucha mają jedną wspólną cechę. Jaką? „To i to można ubić gazetą”.

Oczywiście te czasy już minęły i teraz liczy się bardziej klikalność i internetowy chłam niż prawda czasu płynąca z gazet. I mimo, iż epoka drukowanych haseł już minęła, to okazuje się, że na straży podgrzewania politycznego konfliktu stoi stary dobry bilbord.

Nie wiem, czy są wśród nas wizjonerzy, którzy przewidzieli, że w XXI wieku chłopaki będą w taki sposób bawili się w przekonywanie gawiedzi, że to właśnie nasza racja, jest lepsza od tej drugiej.

Wieść gminna niesie jednak, że to dopiero początek bilbordowej sagi. Ponoć drukarnie pracują na pełnych obrotach, a kolejne płachty zaleją wkrótce Zieloną Górę.

Do wyborów samorządowych jeszcze ponad 2 lata, a tymczasem wytaczane są coraz cięższe działa. I używając drugowojennej terminologii można z dużą dozą prawdopodobieństwa przewidzieć, że za chwilę ktoś odpali na wroga coś w stylu pocisku V2, a przeciwnik w rewanżu odda niekontrolowany strzał z jakiejś grubej berty.

Jednak skutek tej konfrontacji może sprawić, że dzisiejsze strzały z bilbordu-pancernika będą wyglądały przy tym ostrzale jak mała, niepozorna seria z pepeszy…

I wtedy dopiero zrobi się bałagan.

 

Daniel Sawicki

fot. Facebook.com

 

 

 

Exit mobile version