Wielką wartością, jakże często niedoszacowaną, jest wielokrotne czytanie tej samej książki. Kto tego nie próbował, niech spróbuje. Przecież książka jest takim samym dziełem jak piosenka, opera, dramat, film, obraz. Dziełem wielokrotnego użytku.
Czytając raz drugi pewną książkę o aspiracjach narodowych Ukraińców w XVII wieku, brnąc musiałem przez rozważania semantyczno-metodologiczne. Rzecz w książkach historycznych obowiązkowa. Część owych rozważań dotyczyła definicji narodu i narodowości. Tego jak bardzo historycy co najmniej od 200 lat męczą się nad stworzeniem uniwersalnej definicji. O wysiłku jak dotąd nie dającym metodologicznego sukcesu. Bo uniwersalnej, obejmującej wszystkie narodowe specyfiki, definicji narodu nie ma.
Pozostając zatem w metodologicznym zawieszeniu, w semantycznym niedodefiniowaniu, co w znacznej mierze dotyczy rozmaitych publicystów, a co gorsza także polityków, uczestniczymy w publicznej debacie o patriotyzmie w kontekście naszych relacji z Unią Europejską. Prz tej okazji padają wykluczające określenia typu zdrajcy, zaprzańcy, Targowica a także patrioci, Ojczyzna, dla przeciwwagi. Oczywiście w tle niedodefionowane pojęcia. Zdrada, patriotyzm. A jeszcze głębiej – naród.
Zatem pytam, czym jest naród? Bez ustalenia tego fundamentu, każda debata o patriotyzmie jest jałowa. Pytam retorycznie, wcale nie licząc na odpowiedź. Wiem bowiem, że każda z odpowiedzi nie będzie satysfakcjonująca. No bo skoro uczonym nie udało się stworzyć definicji, którą oni sami gotowi są podzielać powszechnie, to cóż my zwykli Polacy.
Z semantyczno-metodologicznego pomieszania można jednak wyciągnąć jeden dosyć oczywisty, jak się mi wydaje, wniosek. Narodowość w każdym narodzie ma swój kontekst historyczny, a zatem każdy naród ma w kwestii swojej narodowej tożsamości specyficzny zestaw emocji. Bo co do tego, że poczucie narodowe jest kwestią emocji, żaden uczony nie kwestionuje. Polacy nadto jak to widać i co zapewne wynika z naszej trudnej historii prezentują w tej sprawie dosyć oczywiste bogactwo wersji. Najszerzej rzecz ujmując każdy z nas ma swoją definicję bycia Polakiem i bycia patriotą. O ile ma wewnętrzną potrzebę określania swojej tożsamości kategoriami narodowymi.
Jest jeszcze jeden ciekawy aspekt w byciu Polakiem. Otóż w oczywistym sensie naszą polskość definiuje język, którym opisujemy świat i siebie w nim. On po części definiuje naszą przynależność narodową. On to sprawia, że nawet o tym nie wiedząc, przynajmniej w sensie semantycznym, będąc więźniami języka, jego kontekstów, zastosowań, narodowych znaczeń, jesteśmy chcąc nie chcąc Polakami. Jedni z nas się z tym stanem czują dobrze, a inni źle. Jedni czerpią z tego dumę, a dla innych jest to źródło licznych kompleksów.
Wydaje się zatem, że dobrze byłoby, abyśmy wkraczając na arenę debaty o zdrajcach i patriotach, zaglądnęli w głąb siebie i sami określili jak bardzo jesteśmy Polakami, a jak bardzo kimś innym. Poszukali narodowej tożsamości w sobie. I może ją polubili?
tekst: Krzysztof Chmielnik
foto: Janusz Życzkowski