Zielone ludziki

Zielone ludziki Radio Zachód - Lubuskie

Fot.Pixabay

Banałem jest stwierdzenie, że historia się powtarza. Zabawnym jest to, że tak zwane elity, czyli politycy, publicyści, liderzy opinii nie rozumieją tego, że na naszych oczach powtarza się niczym replay coś z czym dawno, wielokrotnie mieliśmy w naszej historii do czynienia.

XVIII wiek dostarczył naszej historii legion postaci podłych, sprzedajnych, nieudacznych. Poczet rozmaitych kanalii dbałych bardziej o swój interes, jak dobro wspólne nader liczny. A i oni, kierowali się strzępami wyższych racji. Chocholi kontredans upadku obyczajów politycznych i opłacani z budżetów przyszłych zaborców politycy wołający w głos o dobru Rzeczypospolitej, właśnie wtedy, jak wzorzec długości , metr, w podparyskim Sevres, ustanowili standardy zdrady i zaprzaństwa. Uczymy się o tym już w podstawówce.

Owe historyczne postacie, opisane innym językiem, umieszczone w odmiennych politycznych dekoracjach, w jakimś sensie izolowane są od bieżącej polityki, stanowiąc często niezrozumiała metaforę zdrady i służby w obcym interesie. Ale kiedy przetransponować je we współczesny anturaż (pochodzi od francuskiego entourage, które oznacza otoczenie, środowisko wokół) i nadać współczesne kody, sytuację z XVIII stulecia daje się bez utraty wyrazistości przenieść do współczesności.
Wojna hybrydowa nie jest wynalazkiem Putina, jak nam próbuje się wmówić. To stara metoda dobrze opisana przez Chińczyka Sun-Tsu. Z najlepszym skutkiem wykorzystywali ją już wobec Polski Krzyżacy, na długo zanim poczęła się Rosja. Potem z dobrym skutkiem (dla siebie rzecz jasna) wykorzystywało Brytyjskie Imperium i jego europejski pachołek Prusy. Prusy przejęły tę metodę działania od patrona i świetnie wykorzystało, aby tuczyć się na Słowiańszczyźnie, szczególnie Polsce. Później Hitler ogrywał rozmaitych Anglików i Francuzów, bawiąc się z nimi jak kotek z myszką, aż zadufany we własny spryt, wywołał globalny kataklizm. Metodę jednak odziedziczyli jego następcy.

Rosjanie, w wojnach hybrydowych są ciency jak szpitalny barszcz. Robi się z nich czarnego luda właśnie w ramach wojny hybrydowej, czyli odwracania uwagi od niewidocznego użytkownika metody. Najważniejszą bowiem cechą wojny hybrydowej jest to, że jej się nie wypowiada, aby nie było jej widać. Skrywa ją pod masą przyjaźni.

Specami od wojny hybrydowej są Niemcy, odwieczny wróg Słowiańszczyzny. Wykonawcą woli niemieckiej jest wszak EU. To ich agentura, owe zielone ludziki, w garniturach i białych koszulach, zrujnowały Polkę w okresie tak zwanej transformacji. Bo zielone ludziki, to nie są, jak nam się wmawia, jacyś zamaskowani faceci kryjący się w krzakach. Tak jak w XVIII wieku zielone ludziki, nie kryją się, stoją w pierwszym szeregu. Ba to oni wręcz pokazują nam kto jest wrogiem. Podpalacze ścigający dziewczynki i chłopców z zapałkami. Napuszczający jednych przeciwko drugim. Uśmiechają się do nas w telewizyjnych studiach, siedzą rozparci w sejmie i europejskim parlamencie, wrzeszczą o demokracji i konstytucji, zawładnęli sferą organizacji pozarządowych.

Dzień po dniu, w świetle kamer rujnują nam Polskę. A Polacy dają im łącznie prawie 50% miejsc w sejmie. To jest właśnie prawdziwa wojna hybrydowa. Oni nas niszczą, a my ich sami wybieramy do tej roboty. Majstersztyk.

Tekst: Krzysztof Chmielnik
Foto: Pixabay

Exit mobile version