Kasa misiu, kasa…

Kasa misiu, kasa... Radio Zachód - Lubuskie

fot. Pixabay

Wejście w politykę, choćby tę samorządową sprawia, że sposób postrzegania świata przez delikwenta lub delikwentkę zmienia się, bardzo często, o przysłowiowe 180 stopni. Po wygranych wyborach, w patologicznym systemie myślenia i wartości wybrańca ludu, otwiera się bowiem prawdziwe eldorado, kraina ozłoconej szczęśliwości do której – a jakże – dostęp ma tylko on i jego ziomkowie. A gdy delikwent okrzepnie (czytaj: poukłada dobrze prywatne deale), szybko uznaje, że to co ugrał na publicznej posadzie, staje się jego własnością, którą może dowolnie dysponować. I wtedy, niestety, zaczyna się problem…

Sytuację, gdy publiczne posady szybko stały się łupem dla wąskiej grupy cwaniaków, obserwujemy właśnie w Świebodzinie i Koninie. Oto bowiem nowy burmistrz (poprzedni rządził Świebodzinem ponad 20 lat), nikomu nic nie mówiąc, postanowił wykorzystać swoje koneksje w samorządzie konińskim i kilka miesięcy temu został członkiem dwóch rad nadzorczych samorządowych spółek w tym mieście. I być może nie byłoby z tym w ogóle problemu, bo przecież burmistrz posiada odpowiednie kwalifikacje do zasiadania w radach nadzorczych, gdyby nie fakt, że osoby, które wsadziły burmistrza Świebodzina na intratne posady w radach nadzorczych, dostały takie same prezenty od burmistrza Świebodzina, w podległych mu publicznych spółkach.

Okazuje się nawet, że burmistrz Tomasz Sielicki był tak hojny, że oprócz tego, iż desygnował do rad nadzorczych swoich miejskich spółek prezydenta i wiceprezydenta Konina, to wspaniałomyślnie dał również przysłowiową „miche” partnerce wiceprezydenta Konina, jednocześnie wiceprzewodniczącej rady miasta Poznania.

W ten sposób w Świebodzinie narodził się oligarchiczny, prywatny układ na publicznym majątku jego mieszkańców. Ktoś powie: o co chodzi, przecież trzeba zatrudniać fachowców…

Pewnie, że trzeba. Sęk w tym, że dziwnym trafem ci „fachowcy” zostali swoistymi fachowcami, gdy przytrafiła im się okazja do zarobienia na publicznym majątku, a posadę załatwił kumpel. Teraz gdy gorący kartofel zaczął dojrzewać, a nawet ciut gnije, odsłonił fakty. I sprawa wygląda na przysłowiowy skok na kasę i branie garściami ile się tylko da. Można zadać pytanie, czy samorząd świebodziński ma coś wymiernego z zatrudnienia w radach nadzorczych samorządowców z Konina i Poznania? Nie. Nic. Kompletne zero… Ma za to prywatnie burmistrz Świebodzina. I na tym właśnie polega ten patologiczny układ. Państwu samorządowcom „popieprzyło” się publiczne z prywatą.

Oprócz tego, że wspomnianą ekipę łączą wzajemnie udostępniane posady samorządowe, łączy coś jeszcze. Wszyscy albo startowali w wyborach z list, bądź są członkami Platformy Obywatelskiej, lub, jak burmistrz Świebodzina sympatyzują z ludźmi należącymi do tej trupy.

Na koniec garść anegdot. Oto nieżyjący już trener piłkarski Janusz Wójcik, gdy dostawał nową robotę w Emiratach Arabskich, pytany o powód zmiany miejsca pracy powiedział wprost: „kasa misiu kasa”. Jakże to proste i trywialne – skomentuje ktoś patrzący z boku. I pewnie będzie miał rację, bo żadnej finezji językowej w takim stwierdzeniu nie ma. Podobnie jak w zachowaniu samorządowców ze Świebodzina i Konina.

Ale bohaterom tego tekstu polecam też cytat z filmu „Rejs” Marka Piwowskiego: „No i panie, kto za to płaci? Pan płaci, pani płaci, my płacimy. To są nasze pieniądze proszę pana. Społeczeństwo.” – dla przypomnienia, mówił to inżynier Mamoń.

Społeczeństwo Konina i Świebodzina też płaci. Samorządowcom i ich kolegom, za ich wspólną prywatę.

I wspólną „michę”.

TEKST: Daniel Sawicki

fot. Pixabay

 

Exit mobile version