Protesty w Gruzji. Premier: władze nie ponoszą odpowiedzialności za poszkodowanych

Fot. PAP/EPA/DAVID MDZINARISHVILI

Fot. PAP/EPA/DAVID MDZINARISHVILI

Premier Gruzji Irakli Kobachidze oświadczył, że władze nie ponoszą odpowiedzialności za poszkodowanych podczas rozganiania przez policję akcji protestu. Według niego odpowiedzialni za to są „politycy i organizacje pozarządowe”.

– Szkoda nam każdego rannego policjanta, protestującego i dziennikarza. Oczywiście, ci politycy, którzy zorganizowali tę przemoc, ale ukryli się w swoich gabinetach, nie będą mogli uniknąć odpowiedzialności za te wydarzenia

– powiedział Kobachidze, cytowany przez serwis NewsGeorgia.

Zarzucił też „liderom bogatych NGO”, że popierali „te agresywne wydarzenia” i również „ukrywali się w gabinetach”.

Szef rządu oświadczył ponownie, że MSW Gruzji „działa według wysokich standardów, nawet wyższych niż amerykańskie czy europejskie”. Podziękował też za działania służb.

Gruzińskie ministerstwo spraw wewnętrznych podało we wtorek, że w nocy, podczas antyrządowej manifestacji w Tbilisi służby zatrzymały 34 osoby. W wyniku starć policji i protestujących 26 demonstrantów zostało rannych.

Gruzja: zatrzymano 34 uczestników demonstracji; 26 osób zostało rannych

Gruzińskie ministerstwo spraw wewnętrznych podało we wtorek (3 grudnia), że podczas nocnej antyrządowej manifestacji w Tbilisi służby zatrzymały 34 osoby. W wyniku starć policji i protestujących 26 demonstrantów zostało rannych; udzielono im pomocy medycznej – poinformował resort zdrowia.

W oświadczeniu MSW czytamy, że rannych zostało 12 funkcjonariuszy organów ścigania. Według ministerstwa zdrowia w nocy do placówek medycznych przetransportowano 23 uczestników protestów i trzech policjantów. 

Poniedziałek był piątym dniem wielotysięcznych protestów przed budynkiem parlamentu oraz na alei Rustawelego w centrum stolicy Gruzji. Manifestanci, głównie młodzież, studenci, ale też nauczyciele i wykładowcy, gromadzili się przed gmachem już od godz. 18. Zgromadzeni skandowali: „Niech żyje Gruzja!”, gwizdali, używali wuwuzeli. 

Policjanci, stojący za kolumnami parlamentu, używali przeciwko tłumowi armatek wodnych. Demonstranci odpowiadali puszczaniem fajerwerków oraz petard w kierunku funkcjonariuszy. Nastoletni chłopcy rzucali w policjantów pustymi szklanymi butelkami. Po fasadzie nieustannie krążyło zielone światło laserów, które miało „oślepić” zamontowane tam kamery monitoringu miejskiego oraz samych funkcjonariuszy. 

Gruzińskie siły bezpieczeństwa rozpoczęły pacyfikację tuż przed godz. 22, a nie o północy, jak w poprzednich dniach. Protestujący, wśród których znajdowały się także rodziny z dziećmi, zostali otoczeni z trzech stron i zmuszeni do ucieczki aleją Rustawelego. Odwracając głowy, mogli zobaczyć szpaler policjantów z tarczami i armatki wodne. Przeciwko demonstrantom wielokrotnie używano gazu pieprzowego i łzawiącego. 

Spora grupa protestujących zatrzymała się na placu Rewolucji Róż, gdzie dotrwała aż do świtu. W tym miejscu próbowano budować barykady i strzelano materiałami pirotechnicznymi w stronę policji. Uczestnicy protestu rozpalili na środku jezdni ognisko ze śmieci, wybijali witryny okolicznych sklepów. Wyrywano też ławki i znaki drogowe. 

Inni przeszli dalej – pod pomnik gruzińskiego poety Szoty Rustawelego przy stacji metra i budynku Uniwersytetu Państwowego, gdzie nocą zespół rockowy Skazz dał koncert. Ludzie skandowali antyrządowe hasła. 

Protestujący rozeszli się około godz. 7 rano. 

Od 28 listopada w całym kraju dochodzi do wystąpień. Demonstrujący sprzeciwiają się polityce rządzącego ugrupowania Gruzińskie Marzenie, które tego dnia ogłosiło zawieszenie rozmów o wstąpieniu kraju do UE do 2028 r.

Czytaj także:

Exit mobile version