Kolejna rocznica Powstania Warszawskiego. Jednego z wielu polskich zrywów patriotycznych. Ten, jak i poprzednie z wolna obrasta legendą i swoistą mitologią. Im bardziej odległe w czasie, tym bardziej odrealnione. Żywi ludzie i prawdziwe cierpienia zamieniają się w liczby, opowieści, historyczną propagandę, edukacyjną dydaktykę, muzealną planszę. I co by nie powiedzieć zatraca się część prawdy. Jak każdy z takich narodowych zrywów ma swoje dwie strony. Romantyczną i pragmatyczną. Po obu stronach wyznawcy. Krytycy i apologeci. Jedni chwalący bohaterstwo żołnierzy, drudzy potępiający nierozwagę dowództwa. Normalna kolej rzeczy. Bo takie prawo debaty o narodowej tradycji, która może, choć nie musi, być częścią naszej polskiej teraźniejszości. Ale o ile są w opowieści o Powstaniu Warszawskim sprawy wymagające analizy i podziału na rozmaite punkty widzenia, to nie podlega żadnej dyskusji nasz stosunek do Niemców.
To bardzo ważne, abyśmy w stosunku do okupantów z Niemiec, mieli jednolite stanowisko. Nie ma takiego zadośćuczynienia, które zmazałoby z Niemców ich winę. Ale nie dotyczy to tych czynów, jakie zwykle towarzyszą wojnie. W tym śmierci niewinnych i zniszczeń wynikających z wojennych działań. Tych ciemnych stron wojny. To w pewnym sensie obiektywne skutki działania bestii jaką jest wojna. To, mimo tego, że Niemcy na nas napadli, można wybaczyć. Uznać, że dali się uwieść swoim politycznym elitom, ale w gruncie rzeczy nie są źle.
Ale Powstanie Warszawskie pokazuje bestialstwo nie tyle reżimu, jaki sobie Niemcy w demokratycznych wyborach wybrali, co Niemców jako nacji. Niemców jako zbiorowości. Niemców jako narodu z jego całą długą historyczną tradycją. Ta tradycja i to jak Niemcy tłumili Powstanie Warszawskie, zmusza do zastanawiania się, jak bardzo należy Niemcom przypisać wieczną winę zbiorową. I zapytać się, co Niemcy jako zbiorowość, która ma wpływ na swoich polityków, zrobili aby choć w minimalnej części zadośćuczynić Polsce i Polakom popełnione zbrodnie. Nie da się bowiem ukryć, że poza gładkimi i nieszczerymi rocznicowymi przemówieniami kilku niemieckich polityków, Niemcy jako naród nic nie zrobili. Przeprosiny bez zadośćuczynienia to zbyt mało. Niemiecki dobrobyt powstał w ogromnej mierze dzięki niemieckim zbrodniom. Polska do dzisiaj leczy rany wojenne. Depopulacja, wymordowanie elit, zrujnowanie gospodarki, eksodus z Polski na Zachód setek tysięcy fachowców, społeczna pauperyzacja trwająca poniekąd do dzisiaj, to tylko część wojennej spuścizny.
A wobec tego, że Niemcy jako naród, powtarzam jako zbiorowość, nie kwapią się do uregulowania wojennych zaszłości jako sprawcy, trzeba odmówić im prawa do wypowiadania się na temat tego jak my w Polsce sami chcemy się rządzić. Możemy ich agenturę polityczną, medialną i intelektualną, nazwać piąta kolumną, a jej polskich uczestników poddać krytyce i moralnemu osądowi. Tak jak po wojnie traktowano zdrajców i kolaborantów. A dopóki Niemcy i ich agentura panosząca się w Polsce jak w czasach wojny, nie przestanie działać na szkodę Polski, dopóty należy Niemców jako państwo i ich polskich popleczników uznać za wrogów i tak jak wrogów traktować.