W Wielki Piątek w Polsacie „Pasja” Mela Gibsona. Krwawa do bólu realizacja. Surrealistycznie męczony Jezus. Z Monicą Bellucci jako Marią Magdaleną. Zapiekły z nienawiści o rząd dusz Kajfasz. Obraz, który wbija się w pamięć. Dzieło mające duszę. Substancję dzisiaj w sztuce prawie nieobecną.
Mel Gibson za swoje dzieło oskarżony o antysemityzm tak o nim powiedział: „Mam nadzieję, i modlę się o to, że wszyscy zrozumieją, że jedyną ścieżką, prawdą, jaką mamy kroczyć, czego uczył nas Chrystus, jest miłość bliźniego – mimo dzielących nas różnic”. W opinii Abrahama Foxmana z Ligi Przeciw Zniesławianiu: „Perwersyjnie długo ciągnie się wątek zmuszania Poncjusza Piłata przez Kajfasza i kapłanów do wydania wyroku śmierci na Jezusa”.
Film z 2004 roku zarobił ponad 700 mln dolarów i jest najbardziej oglądanym filmem o tematyce religijnej. Grającemu rolę Jezusa Jimowi Caviezelowi ważący 70 kilogramów krzyż upadając na aktora wybił bark. Scena została włączona do filmu. Kilka osób uczestniczących w realizacji filmu nawróciło się na katolicyzm. W tym grający Judasza Luca Lionello.
Po niedawnych atakach na katolików, na osobę Jana Pawła II, po bezczeszczeniu jego pomników, po odjaniepawlaniu Polski przez lewaków, emisja filmu Mela Gibsona jest znakiem. Bo nie ma w tym przypadku. Czego, albo kogo to jest znakiem? Zadaję sobie to pytanie i nie znajduję odpowiedzi.
Wielkanoc, którą niedawno celebrowaliśmy, tak bardzo związana z pasją, śmiercią, ale także zmartwychwstaniem, to czas pierwszych kwiatów, nabrzmiewających pąków, odradzania się przyrody do życia po zimie. Cykliczne zmartwychwstawanie. Pozornie wydaje się to powtarzaniem, ale są w tym powtarzaniu nowe okoliczności. Świat nie stoi w miejscu, zmienia się i odradzające się życie musi w tym świecie znaleźć się niejako od nowa.
Dla nas ludzi, symbolika Wielkiej Nocy, może być inspiracją do zmiany, do symbolicznego zmartwychwstania. Odkrycia w świecie, w nas, w naszych znajomych, a może i wrogach nowych cech, nowych wartości. Może więc warto zgodnie z intencją Mela Gibsona próbować pójść ścieżką o której przypomina swoim filmem, a o której przez dwa tysiąclecia wciąż przypomina Ewangelia.
Dzisiaj Ewangelia nie inspiruje sztuki. Sztuka dzisiaj służy raczej rozrywce, kontestowaniu, prowokacji, eksperymentowi. Zmarginalizowała transcendentalne wartości. Dokonała ich relatywizacji. Zmieszała dobro ze złem. W imię intelektualnego eksperymentu. Dlatego może prawie nikt nie czyta zawartych w Ewangelii przesłań. A przecież Ewangelia jest najlepszym podręcznikiem przyzwoitego życia. Podręcznikiem, w którym zło jest nazwane złem, a dobro nazwane dobrem. W sposób, który nie budzi w nas wątpliwości.
Film Mela Gibsona, to genialna forma popularyzowania wartości w Ewangelii zawartych. Przemawia do nas prostymi, wręcz brutalnymi obrazami. Czy film ma moc nawracania? Nie wiem, ale to, że Polsat film ten emitował zastanawia. Zamiast nas odjaniepawlić, ewangelizuje nas.