Politycy nie „ogarniają”, posłużę się młodzieżowym określeniem, internetu i społecznościowych mediów. Media papierowe, a szczególnie radiowe, są mediami chwili. Żyją tylko jakiś czas wyznaczony rytmem wydawniczym. Rzadko ktoś sięga do radiowych czy gazetowych archiwów, aby przypomnieć politykom przeszłość. Pod tym względem internet ma stygmat wieczności. Nie ma problemu, aby znaleźć w internecie dawno zapomniane wydarzenia, przytoczyć wypowiedzi o których sami wypowiadający zapomnieli.
Oto zdjęcie, a na nim Donald Tusk klęczy przez papieżem Janem Pawłem II i całuje go w dłoń. I choć dzisiaj woli go nazywać Karolem Wojtyłą, to przypomniane przez internautę zdjęcie, ujawnia inny fragment jego politycznej kariery. Kariery w której całowanie w dłoń papieża przekładało się na słupki poparcia. Inny internauta zamieścił wywiad z Wadowic, z placu przed kościołem. Znana dziennikarka, obecnie plująca jadem na JPII, przepytuje siedzące na fotelach na tle papieskich flag, małżeństwo Tusków o wpływ papieża Polaka na ich życie. Impreza w Wadowicach miała związek z beatyfikacją Karola Wojtyły. Donald Tusk opowiada dziennikarce, że JPII od zawsze był dla niego świętym. Mówi na filmie, że nie zna nikogo, kto nie uważałby, że „jest jego, papieża, dożywotnim dłużnikiem”, a potem opowiada o wzruszeniach doznanych podczas spotkania osobistego w Watykanie. Internet także przypomina Donaldowi Tuskowi wypowiedzi o chemicznym kastrowaniu pedofilii. Czas mija, a te wypowiedzi, te wydarzenia, drzemią sobie w cyfrowej rzeczywistości, niezniekształcone, gotowe, aby o sobie przypomnieć. W najbardziej nieoczekiwanym momencie.
Politycy, przynajmniej niektórzy, nie pojmują jeszcze, że internet wzmacnia efekt zawarty w powiedzeniu o słowie wylatującym wróblem, a wracającym wołem. Internet ze swoją algorytmową mechaniką, z tego wołu robi gigantyczne stado. A im bardziej politycy chcą zaistnieć w tym wirtualnym medium, tym większe to stado. Społecznościowe media mają wyraźny przechył w kierunku hejtowania, zatem owe woły najczęściej stają się nosorożcami. Agresywnymi, pędzącymi z ostrym rogiem na pysku, potworami. Nic ich nie powstrzyma, ani ban, ani administrator.
I jak szyderstwo brzmi powiedzenie, że „warto być przyzwoitym” wypowiedziane przez kogoś, kto jedynie przyzwoitość udawał. Ten ktoś, kto to powiedział, zbyt krótko żył, aby mu internet zapamiętał momenty, w którym przyzwoitym nie był. To szczęście jednak nie omija polityków młodszych, lgnących do polityki niczym ćmy do płomienia świecy. Szczególnie tych którzy dla kariery wyznają komunistyczną zasadę „mądrości etapu”. Dla których istnieje pragmatyczne „tu i teraz” a kłamstwo jest polityczną dźwignią.
Trudno być dzisiaj politykiem, wbrew pozorom. Kiedyś kiedy nie było internetu, było łatwiej. Internet wprowadził do polityki nowe wektory i nowe dylematy. Ale to co jest jego sednem, to wieczna pamięć. I tę świadomość wiecznej pamięci internetu politycy muszą sobie wmontować w polityczną pragmatykę. A w niej warto uwzględnić uczciwość. Wiem. Niektórym będzie trudno.