Dyplomacja postsowiecka w Moskwie wobec Ukrainy, ale także wobec tak zwanej „bliskiej zagranicy”, użyła pojęcia „bezpańska”. W sytuacji, w której regulatorem światowego ładu rządzi ktoś z widocznymi objawami fizycznej niesprawności i licznymi symptomami demencji, a Ukrainą błazen, który całe życie zajmował się rozśmieszaniem, ów moskiewski przymiotnik ma sens.
Polska ma pewien dylemat wynikający z tego, że w gruncie rzeczy w miarę niezależna Ukraina stanowi rodzaj militarnego buforu, ale z drugiej strony ona sama w istocie ma wrogi stosunek do Polski. Należy zatem jedną ręka wspierać militarne wysiłki Ukrainy w wojnie z Rosją, ale równolegle drugą ręką pisać scenariusz na wypadek aneksji Ukrainy całej lub jej części. Szczególnie, że Ukraina nie ma tradycji niezawisłości, a idea państwowości zrozumiała jest wąskiej grupie marzycieli, zaś banderowskie marzenie o samoisinnej Ukrainie należy w bajki włożyć. Idea ta ma bowiem więcej w sobie instynktu ludobójstwa, jak integrowania się wokół budowy racjonalnego bytu państwowego. Kraj bez politycznych elit, grabiony przez kolejnych „demokratycznych” władców, od czasów upadku Rusi Kijowskiej kulturowo należy do Azji. Alians z Polską w XVII w nie udał się, głównie z powodu właśnie tych azjatyckich sympatii i azjatyckiego stylu życia.
W Moskwie wszystko to wiedzą i konsekwentnie Ukrainę destabilizują, osłabiają gospodarczo, a na końcu wejdą jako „wyzwoliciele”. Znają ten naród doskonale. Wyzwalali już Ukraińców od katolickich lachów, wyzwalali od polskich panów, teraz wyzwolą ich od własnych nieporadnych elit, które jak silniej poskrobać, niewiele z ukraińskością mają wspólnego.
Wypada zatem biernie czekać na powolny upadek Ukrainy i liczyć, że część Ukraińców przejrzy na oczy i zrozumie, że jakaś forma ścisłego aliansu z Polską jest jedną z opcji do rozważenia. Nie musi być tego wiele. Od choćby Wschodnia Galicja.
Rozważając, czysto teoretycznie, można także uznać, że Rosja ma świadomość, iż zbyt gwałtowna inkorporacja do imperium Ukrainy może wywołać opór Ukraińców, co będzie skutkowało jakąś formą afganizacji podbitego terytorium. Rosją nie rządzą tak jak USA durnie. Taki scenariusz jest w Moskwie bez wątpienia analizowany. Tym samym należy rozważać powolną erozję Ukrainy sterowaną symultanicznie z Berlina i Moskwy, w ramach udzielonego przez USA jarłyku. Protektorat niemiecko-rosyjski nad Ukrainą spełnia marzenie imperialne tak Niemiec jak i Rosji. Jednocześnie daje pozory spokoju i bezpieczeństwa. Czego tak głodna jest administracja Bidena. Im dłużej operacja „wykańczania” politycznego i gospodarczego Ukrainy trwa, tym bardziej ten scenariusz jest prawdopodobny. Mam wrażenie, że Rosja i Niemcy rozpoczęły „długi marsz”, aby politycznie i gospodarczo podbić ten bezpański kraj. Czy dojdą, w dużej mierze zależy do samych Ukraińców. Bo to w nich musi być wola zbudowania silnego państwa i jego obrony. Nikt tego za nich nie zrobi.
A my. My jak zawsze jesteśmy ością w gardle Europie. Europie dosyć sprawnie zarządzanej przez coraz bardziej widoczny niemiecko-rosyjski duet.
Więcej felietonów znaleźć można na tej stronie